Piątkowy, siódmy już odcinek jesiennej edycji “Tańca z gwiazdami” przyniósł wiele wzruszeń. Celebryci walczyli o sympatię widzów przy wsparciu swoich bliskich. Monika Miller na parkiet zaprosiła dziadka, Leszka. Były premier podszedł do zadania profesjonalnie, chociaż, jak wyznał na filmiku z przygotowań, wszyscy, kogo tylko nie zapytał, zgodnie odradzali mu udział w programie.
Mimo licznych ostrzeżeń i przestróg, postanowił spełnić prośbę wnuczki, której, jak przyznał, z reguły niczego nie odmawia.
– Ja i moja żona kochamy Monikę od momentu, w którym pojawiła się w naszym życiu – wyjaśnił w rozmowie z “Faktem” – Jesteśmy dumni, że tak pięknie się rozwija, że ma wspaniałe osiągnięcia, że z tańca na taniec zbiera lepsze oceny. Możemy tylko pomagać, a kiedy nas poprosi, spełniać jej prośby”.
Chociaż Leszek Miller, jak sam przyznał, nigdy wcześniej nie tańczył walca angielskiego, jurorzy dostrzegli w nim talent. Wyraźnie rozbawiony występem byłego premiera Andrzej Grabowski, przypomniał nawet jeden z jego najsłynniejszych cytatów, komentując z humorem, że „zaczął, jak zaczął, ale za to jak skończył”.
Po nagraniu, kiedy emocje już nieco opadły, o ocenę swojego występu pokusił się również sam Leszek Miller.
– Starałem się, żeby to dobrze wyszło, ale jednak nie czułem się aż tak znakomicie, żeby powiedzieć, że mogę wyjść na parkiet i jeszcze lepiej zatańczyć – wyznał skromnie w “Fakcie” – Tutaj na parkiecie wszystko wygląda wspaniale, cudownie, jest takie lekkie, powiewne, urokliwe. Ale za tym wszystkim stoi ciężka praca, godziny prób.
Jak się okazuje, były premier podczas treningów opanował nie tylko choreografię. Liznął także trochę profesjonalnego żargonu tanecznego i tą nową umiejętnością również postanowił pochwalić się w wywiadzie. Przy okazji zapowiada także, że zamierza szlifować swój nowo odkryty talent taneczny. Czyli wyraźnie się rozkręca…
– Walc angielski ma dość precyzyjny scenariusz, jest spokojniejszy niż np. walc wiedeński – wyjaśnia fachowo – Tak zwany. „kwadrat” jest stosunkowo łatwy, ale potem obroty sprawiają już spore kłopoty, zwłaszcza czwarty i piąty obrót. No po prostu trzeba się tego nauczyć. Mam nadzieję, że jeśli Monika kiedyś otworzy własną szkołę tańca, to spełnimy marzenie mojej żony i nauczymy się profesjonalnie tańczyć. Taniec to jest wielka radość. Jeśli będzie taka wola Moniki i producentów, to chętnie wystąpimy jeszcze raz. Niekoniecznie w walcu, może w jakimś innym tańcu. Chętnie zatańczyłbym z Moniką tango.