Po śmierci wybitnego muzyka, Zbigniewa Wodeckiego w maju 2017 roku, Olga Bończyk nieoczekiwanie ujawniła się jako jego najbliższa przyjaciółka, powiernica, duchowa i artystyczna spadkobierczyni – właściwie osoba dużo mu bliższa niż własna rodzina. Pechowo, córka Wodeckiego jakoś nie podzieliła opinii Olgi na temat jej bliskich relacji z muzykiem i nie zaprosiła jej na koncert poświęcony jego pamięci.
Olga żaliła się potem wszystkim, że Katarzyna Wodecka-Stubss zwyczajnie się na nią uwzięła. Na szczęście TVP, organizując czerwcowy koncert w Opolu, pozwoliła Bończyk wybrać dowolny utwór do zaśpiewania.
Olga wykonała piosenkę „Więcej niż kochanek”, zapewniając dziennikarzy, że właśnie taką osobą był dla niej Wodecki. Nie zabrakło opinii, że nawet jeśli tak było, to afiszowanie się z tego rodzaju bliskością dwa lata po śmierci artysty jest jednak grubszym nietaktem. Zwłaszcza że Wodecki za swojego życia zbyt wiele o Oldze nie opowiadał, a bodaj nawet wcale.
W końcu doszło do tego, że Bończyk na swoich koncertach zaczęła wykonywać piosenki … w duecie ze zmarłym muzykiem, przy czym głos Wodeckiego odtwarzany był z płyty. Wiele osób uznało ten pomysł za niesmaczny.
Na szczęście z czasem Olga zrozumiała, że promowanie się na zmarłym artyście i dwuznaczne opowieści na temat łączących ich relacji przynoszą jej więcej szkody niż pożytku. Jak ujawnia znajomy aktorki w rozmowie z tygodnikiem „Rewia”, postanowiła z tym skończyć.
– Olga zrozumiała, że nie może tracić już ani chwili w życiu – potwierdza informator tabloidu. – Zakończyła w ten sposób żałobę.
Rodzina i wielu fanów Wodeckiego zapewne odetchną z ulgą…

