Sławomir Zapała i jego żona Magdalena Kajrowicz starannie pracowali nad swoim obecnym wizerunkiem. Nigdy zresztą nie ukrywali, że ich wspólny projekt „Sławomir” charakteryzuje się specyficzną estetyką, która nie każdemu musi się podobać. No ale dzięki niej stali się sławni. Póki byli po prostu sobą, czyli próbującymi się wybić w branży absolwentami studiów aktorskich, nikt nie zwracał na nich uwagi.
To oczywiście nie znaczy, że prywatnie są wielbicielami wąsów, białych garniturów i opalenizny z solarium. Jak można wnioskować ze zdjęć zamieszczanych przez żonę Zapały, na jej Instagramie, prywatnie jest zwolenniczką dużo bardziej stonowanego wizerunku. Wprawdzie na scenę wybiera zawsze oślepiająco błyszczące kreacje, włosy ubite na sztywno lakierem i mocny makijaż, jednak poza godzinami pracy woli wskoczyć w sportowe ciuszki i dać twarzy odpocząć od scenicznej charakteryzacji.
Ostatnio widocznie doszła do wniosku, że już nie muszą z mężem niczego nikomu udowadniać, bo w wydaniu naturalnym po raz pierwszy pojawiła się publicznie.
Z okazji premiery filmu „Futro z misia”, reklamowanym jako kontynuacja hitu „Chłopaki nie płaczą” zdecydowała się na grzywkę i miękkie fale, niemal nie muśnięte lakierem do włosów. Naturalny, dziewczęcy makijaż tworzy ciekawy kontrast ze zwykłym czarnym tiszertem zestawionym z drapieżnymi skórzanymi spodniami. Na wierzch Magda zarzuciła połyskujący żakiecik.
Lepiej niż przedtem?