Krzysztof Jackowski to postać kontrowersyjna, ale budząca również zaufanie u pewnej części naszego społeczeństwa. Z jego zdolności korzysta nie tylko policja, lecz także ludzie z całej Polski. Gdy poszukiwano Piotra Woźniak-Staraka, słynny jasnowidz wziął w tym udział, jednak nie za darmo.
Mówi się, że na ludzkiej tragedii nie powinno się zbijać korzyści finansowych. Jednak sprawa ma się nieco inaczej, gdy jasnowidzenie jest czyjąś profesją i sposobem na życie. Tak dzieje się w przypadku Krzysztofa Jackowskiego.
Według doniesień jasnowidza z Człuchowa, Piotr Woźniak-Starak został odnaleziony właśnie dzięki jego przepowiedni. W celu rozwiązania zagadki zaginięcia znanego milionera, zgłosił się do niego przyjaciel rodziny.
Czy chcemy, czy nie, dla Jackowskiego każda taka sprawa to nie tylko rodzaj promocji, ale również zarobku. Jest on bez wątpienia osobą publiczną. Jakiej kwoty zażądał akurat w tej sprawie?
– Płacę ZUS, płacę podatki, muszę mieć kasę fiskalną, to jest naturalne, z tego też żyję. 200 złotych mi zapłacili. Zapłacili stawkę taką, jaką płaci mi każdy. Mniejsze rzeczy bardziej cieszą. Przykładowo mówię. Gdybym kupił do tego mieszkania jeden dywan i wiedziałbym, że ciężko na niego zapracowałem, to ten dywan będę cenił, będę go czyścił. A co z tego, gdyby mnie było stać na tysiące dywanów? – opowiadał Krzysztof Jackowski w rozmowie z SE.



