Jakiś czas temu, Michał Malitowski opowiedział fanom o tym, że zmagał się z bardzo ciężkim przypadkiem depresji. Później dowiedzieliśmy się, że ma nową partnerkę. Prawdopodobnie połączyły ich wspólne przeżycia!
W rozmowie z “Flesz” tancerz opowiedział o początkach swojej choroby i wyznał, jak ciężko było połączyć zawód wiecznie uśmiechniętego jurora, z prywatnie chorym i zmęczonym mężczyzną.
– Pracowałem, a czułem się jak żywe zombie snujące się po świecie. Tu nie pomogą porady w stylu: wyśpij się albo poklepywanie po plecach. Dlatego teraz chciałbym powiedzieć wszystkim, którzy w taki sposób czują się przez dłuższy czas i wiedzą, że to nie jest chwilowy zły nastrój, by jak najszybciej zwrócili się po pomoc do lekarza – czytamy.
Tuż przed 10-tą edycją “Tańca z Gwiazdami” choroba nagle zaczęła postępować.
– Kompletnie się rozpadłem. Wtedy zbliżała się dziesiąta edycja “Tańca z gwiazdami” i bardzo dużo innych zawodowych wyzwań. Poczułem, że kompletnie nie mam siły wchodzić w te wszystkie role. Prosto z przychodni zawieziono mnie do szpitala” – mówi tancerz.
W powrocie do zdrowia nieoceniona była pomoc rodziny, jednak to mamie Malitowski zawdzięcza najwięcej.
– Jak wróciłem do Polski i położyłem się do łóżka w rodzinnym domu w Zielonej Górze, to mama codziennie rano przynosiła mi owsiankę. Potem pomagała mi wykonywać najdrobniejsze czynności. Zupełnie jakbym był znowu małym dzieckiem. Mama umiała reagować na brak woli i niemoc, które są typowe w depresji. Nie przymuszała, ale zachęcała do podejmowania zwykłych życiowych aktywności. Natomiast moja siostra kontaktowała się z lekarzami i terapeutami, a przy tym przejęła moje obowiązki biznesowe i finansowe– opowiada.
Tancerz wyznał także, że choroba niejako przyczyniła się do poznania nowej partnerki. Julia, którą Michał poznał w Australii także zmagała się z depresją. Wspólne przeżycia bardzo ich do siebie zbliżyły.
– Zakochałem się w niej i czuję od niej miłość. Ma na imię Julia. Pochodzi z Australii, tam też poznaliśmy się wieki temu. Nie utrzymywaliśmy kontaktu, mimo że przez jakiś czas pracowała jako instruktorka w mojej szkole w Hongkongu (…) Dopiero gdy usłyszała o moich problemach, napisała do mnie, że mnie rozumie, bo ona też przechodziła kiedyś przez to samo. Mogliśmy rozmawiać o mojej chorobie, nie musiałem niczego udawać. Moi bliscy szybko ją polubili. To dla mnie bardzo ważne” – wyznaje.