Mateusz Damięcki podjął czterdziestodniowe wyzwanie. Udało mu się zbudować i zarysować mięśnie. Aktor jednak oznajmił na Instagramie, że jednak się nie rozbierze i nie pokaże efektów pracy. Uspokoił jednak niecierpliwych fanów, że w końcu zobaczą zmiany, jakich dokonał przez czterdzieści dni, ale w czasopiśmie.
Damięcki jest w szczytowej formie, jeśli chodzi o sylwetkę. Ma mocno zarysowane mięśnie i wycięty “kaloryfer”. Choć pochwalił się, iż udało mu się zakończyć misję sukcesem i osiągnąć wymarzony efekt, nie rozbierze się za szybko. Wszyscy, którzy liczyli na jego nagie zdjęcia, będą musieli uzbroić się w cierpliwość. Te dopiero pod koniec stycznia, także pozostał jeszcze niecały miesiąc oczekiwań.
Na efekty jego pracy będzie trzeba poczekać. Jak przyznał w mediach społecznościowych jest zobowiązany kontraktem podpisanym z redaktorem naczelnym gazety, z którą nawiązał współpracę. Nie rozbierze się zanim nie zostanie wydany magazyn ze specjalną sesją zdjęciową, poświęconą aktorowi. Tam dopiero będzie można patrzeć i podziwiać każdy mięsień na wysportowanym ciele artysty.
Choć fani czekają z niecierpliwością, Mateusz uprzedził, że nic z tego. Nie rozbierze się i nie udostępni żadnego zdjęcia z ciałem młodego boga, które kosztowało go sporo wyrzeczeń i wysiłku. Efekty jego diety i treningów będzie można podziwiać dopiero na papierze. W lutym z pewnością Damięcki poszaleje na Instagramie.