Marcin Miller należy do prekursorów nurtu disco polo. O pieniądzach, które zarabia się w tej branży, nawet teraz krążą w show biznesie legendy. A co dopiero, gdy zespół Boys promował swoje największe przeboje. 10 lat temu Polsat zapłacił Marcinowi 90 tysięcy złotych za wykonanie utworu „Jesteś szalona” na imprezie sylwestrowej. Muzyk potem wspominał, że wymienił pierwszą kwotę, jaka mu przyszła do głowy. Nie przypuszczał, że stacja od razu się zgodzi.
Marcin Miller, który w tym roku będzie witał Nowy Rok z TVP2 w Zakopanem, zapewnia, że pieniądze nie przewróciły mu w głowie.
– Większość pieniędzy przekazuję żonie – ujawnia w rozmowie z „Super Expressem”. – Ona najlepiej wie jak nimi gospodarować.
Muzyk inwestował zarobione pieniądze w różne biznesy. Spośród nich nadal działa założona dwa lata temu agencja koncertowa Diamond Music. Niewypałem okazała się za to firma odzieżowa Miller&Tulipan.
– Generalnie szanuję każdą złotówkę, ale mam z czego żyć – zapewnia Marcin. – Jak bym znalazł 10 tys. na ulicy, to oddałbym na hospicjum lub inny cel charytatywny, ale gdybym wygrał gdzieś 20 mln, to mógłbym się zastanawiać.
Miller zapewnia, że po okresie zachwytu luksusem, nabrał już do niego dystansu. Na przykład nie ulega obowiązującej w branży disco polo modzie na chwalenie się drogimi autami.
– Jeżdżę toyotą yaris – ujawnia muzyk. – Znam kolegów, którzy kupują porsche czy ferrari. Ja już z tego wyrosłem. Mnie to nie pociąga, podobnie jak nadmierna prędkość. Jeżdżę przepisowo, 70 km/h, albo 90 km/h, autostrada 140 km/h. Lubię czasem wkurzać innych kierowców, jak mi mrugają światłami, a ja jadę bezpiecznie. Niech się inni spieszą i rozbijają. Ja mam prawie 50 lat i bardzo doceniam życie.
Podobno rzeczywiście jeździ ta toyotą. Nie jak Sławomir, który lubi obnosić się miłością do starego Golfa III, a w rzeczywistości jeździ kosztownym Audi Q7.