Informacja o odwołaniu wszelkich imprez masowych dotknęła nie tylko firmy eventowe i gwiazdy show biznesu, którym zaczęto odwoływać koncerty. Z czasem przyszła pora na kluby, a poniekąd także na kościoły. Do całej sytuacji odniósł się abp Andrzej Dzięga.
Kwarantanna sparaliżowała nie tylko życie towarzyskie ludzi na całym świecie. Polacy w większości w końcu zrozumieli powagę sytuacji i na ten czas postanowili pozostać w swoich domach. Wierni, jak się okazuje, także skorzystali z dyspensy i nie udali się na co niedzielną mszę. Apelować do nich zaczął sam abp Dzięga.
Rząd Rzeczypospolitej Polski dokonał wszelkich starań, by wierni dwóch głównych odłamów chrześcijaństwa mogli pozostać pod kwarantanną bez konieczności uczestnictwa w niedzielnym nabożeństwie. Choć kościoły i cerkwie normalnie funkcjonowały, wierni otrzymali dyspensę i alternatywne sposoby spotkania z Bogiem.
Msze święte transmitowano zarówno w telewizji, jak i w Internecie. Na antenie TVP wpowiedział się jeden z katolików, który postanowił osobiście udać się do kościoła. Na miejscu łącznie z nim było zaledwie 7 osób. W większości świątyń, obostrzenie w zakresie skupiania więcej niż 50 osób nie zostało złamane.
Ta sytuacja zaczęła niepokoić kler, a w obronie tradycyjnej mszy wystąpił abp Andrzej Dzięga. Jak podaje “Głos Szczeciński”, arcybiskup zapewnił, że kościół jest swoistą fortecą w obronie przed Koronawirusem, gdyż diabeł boi się święconej wody.
– Chrystus nie roznosi zarazków – oznajmił abp Dzięga.
Nie ma wątpliwości, że nakaz zamknięcia kościołów wywołałoby ogromny bunt, jednak nie tyle wiernych, co księży. Kuriozalna postawa polskiego kleru ma się nijak do odpowiedzialności papieża. Bowiem Głowie Kościoła katolickiego nie przeszkadzał brak obecności słuchaczy podczas modliwy “Anioł Pański”.
Co za młot no pewnie ze nie bo to ludzie przenosza….