Ponad tydzień temu w tragicznym wypadku zginął Janusz Dzięcioł. Polityk, a wcześniej strażnik miejski, popularność zyskał jako zwycięzca „Big Brothera”. W sprawie tragicznego zdarzenia prowadzone jest śledztwo i znane są już nowe fakty.
Do dziś nie wiadomo co tak naprawdę stało się w piątkowy poranek, kiedy to samochód prowadzony przez Janusza Dzięcioła został uderzony przez nadjeżdżający pociąg. Codziennie, nie tylko rodzina, lecz także fani polityka, zadają sobie pytanie czy było to spowodowane oślepieniem przez słońce? Może jakiś błąd lub rutyna? A może coś zupełnie innego…
Wyniki sekcji zwłok nie wniosły do śledztwa żadnych konkretnych i rozjaśniających tę zagadkę informacji. Stąd też służby zajmujące się badaniem wypadku, postanowiły „ugryźć” temat od innej strony. W tym celu przeprowadzono szereg testów mających na celu wykazanie sprawności sygnalizacji na przejeździe.
„Przedstawiciele komisji na miejscu zbierali niezbędne informacje dotyczące stanu urządzeń, stanu taboru oraz zachowania osób uczestniczących w zdarzeniu” – wyjaśnił w rozmowie z Gazetą Pomorską Karol Jakubowski z zespołu prasowego PKP Polskie Linie Kolejowe.
Jedno jest już w sprawie pewne. Sygnalizacja świetlna i dźwiękowa na przejeździe była sprawna i działała prawidłowo. Potwierdzić miały to liczne eksperymenty wykonane na miejscu wypadku.
Kolejnym zaskakującym faktem okazało się to, że mimo zapewnień sołtysa, Jerzego Czapli, i radnego wsi Biały Bór, Edwarda Sadurskiego, o tym, że było wiele zażaleń dotyczących przejazdu, a przewodził im zmarły Janusz Dzięcioł, żadne oficjalne pismo nie wpłynęło do Urzędu Gminy w Grudziądzu.
Panowie rozmawiali z Januszem Dzięciołem na kilka dni przed tragicznym wypadkiem o tym, że przejazd jest niezwykle niewygodny, jednak skończyło się tylko na rozmowie. Przypomnijmy również, że nigdy wcześniej na tym przejeździe nie zdarzył się żaden wypadek. To oczywiście nie oznacza, że nie wymagał bardzo dużo uwagi i ostrożności.