Marcin Miller dziś jest jednym z najpopularniejszych wokalistów disco-polo, jednak nie zawsze wszystko w jego życiu układało się dobrze. Rola gwiazdy wiązała się z wieloma przykrymi doświadczeniami.
Marcin Miller, imperator disco-polo, znany jest chyba wszystkim Polakom. Tajemnicą poliszynela jest to, iż rola gwiazdy i cotygodniowe koncerty wiążą się z trudnościami w życiu rodzinnym.
W szczerym wywiadzie lider zespołu Boys mówił o tym, że przez swe częste wyjazdy wiele go ominęło. – Gdy przyjeżdżałem do domu, to, za przeproszeniem, padałem na ryj i zasypiałem. Żona prosiła dzieci, żeby było cicho, bo tatuś musi odpocząć – opowiada.
– Po kilku dniach dochodziłem do siebie i wyjeżdżałem na następne koncerty. Mam świadomość, że to było słabe z mojej strony – dodaje.
Jak podkreśla po pewnym czasie, kiedy dzieci zaczęły szybko dorastać zorientował się, iż “coś jest nie tak”. – Zorientowałem się, że jeszcze do niedawna, gdy przyjeżdżałem do domu, to moje dzieci ledwie chodziły, a teraz syn jest wyższy ode mnie i prosi mnie o kasę na piwo – mówi.
– Zrozumiałem, że parę rzeczy mnie ominęło. Dziś szczerze mogę powiedzieć, że byłem kiepskim ojcem. Uciekło mi trochę to ojcostwo. Teraz wstydzę się oglądać zdjęcia z rodzinnego albumu, bo wiem, że w wielu momentach mnie nie było – dodaje.
Źródło: plejada.pl