Mariusz Bonaszewski był blisko śmierci. Gdy trafił do gabinetu doktora, przeżył szok. To co usłyszał wręcz wryło go w fotel.
– Grałem wówczas trudny spektakl, w czasie którego co wieczór traciłem dwa kilogramy. Przychodziłem do domu, nie chciało mi się spać. Budziłem się o 6 rano i szedłem biegać. (…) Wiedziałem, że jestem na jakimś dopingu, ale nie wiedziałem na jakim… – wspomina aktor.
Po jakimś czasie Bonaszewski zdecydował się szukać pomocy u specjalisty. Wtedy okazało się, że lekarz od dawna na niego czekał. Widząc go wcześniej na ekranie, medyk rozpoznał, na co cierpi aktor.
– Dwa lata temu dzwoniłem do telewizji, żeby powiedzieć, co panu dolega. Ale oni chyba panu tego nie przekazali – powiedział lekarz.
Okazało się, że słynny aktor cierpi na gruczolak przysadki mózgowej. Szybka interwencja chirurgiczna uratowała go przed śmiercią.
– Umarłbym na serce, bo serce w takiej chorobie też rośnie i dochodzi do zawału – powiedział Mariusz.
Dziś te ciężkie chwile są już tylko wspomnieniem. Bonaszewski święci triumfy na scenie i gra w serialach, a wolny czas poświęca rodzinie.