Kinga Rusin na wielkiej gali w L.A. zapomniała o fryzurze

Kinga Rusin na wielkiej gali w L.A. zapomniała o fryzurze
Kinga Rusin/Fot. Instagram @kingarusin

Kinga Rusin ostatnio dodała kontrowersyjną relację z wielkiej gali gwiazd w L.A.. Internauci od razu podzielili się na dwie grupy, jedna ją broniła, druga uczyła moralności. Skończyło się na długim wywodzie dziennikarki.

Kinga Rusin pochwaliła się, że jako jedna z nielicznych dostała zaproszenie na wielki bal w L.A., na którym pojawiły się największe światowe gwiazdy. Jak oznajmiła, zazwyczaj nie ma na nim dziennikarzy.

Gwiazda TVN-u niestety przy tej całej euforii i ekscytacji, zapomniała o fryzurze. Jak stwierdziła, dodała najlepsze zdjęcie z imprezy, a mimo to widać na nim pewne niedociągnięcia. Grzywka Rusin nie jest w ogóle ułożona, przez co nie wygląda estetycznie. Zaniedbana fryzura gospodyni “Dzień dobry TVN” zepsuła całą jej stylizację.

Niestety precyzyjnie wykonany makijaż i starannie wybrana kreacja zeszły na drugi plan. Jak wiadomo mały szczegół może diametralnie wpłynąć na całokształt. Tak też się stało w przypadku byłej żony Tomasza Lisa. Nie pomogły żadne ozdoby, świecidełka czy jakość materiału. Wszystkiemu stała się winna grzywka.

Rusin jednak najwidoczniej nie zauważyła w tym żadnego problemu. Z podniesionym czołem zaczęła wyśmiewać Internautów, którzy powzięli temat gali w L.A. Dziennikarka nie omieszkała wtrącić również eko przekazu. Poza tym poza komentatorami jej zachowania na balu, dość ostro podeszła też do kwestii prawnych, wiążących dziennikarzy w Polsce.

View this post on Instagram

Siedzę przed komputerem w L.A. i zaśmiewam się z memów powstałych na kanwie mojej relacji. Tak, moje przygody były jak z bajki i są wręcz niewiarygodne. Sama mam ochotę te memy tworzyć. Ale najśmieszniejsze jest to, że to co opisałam jest prawdą. Życie tworzy niesamowite scenariusze. Nie wierzycie? Niech będzie, że mi się przyśniło, jeśli oczywiście lepiej się poczujecie. Bardzo mnie cieszy, że tak wielu cztelników portali plotkarskich tak gwałtownie zaczęło wyznawać umiłowanie do prywatności… celebrytów. A hejterzy zaczęli opowiadać o moralności. Cuda po prostu. Nagle mikro relacja z udziału w imprezie gwiazd wywołała dyskusję o tym co wolno, a czego nie wolno dziennikarzowi. Otóż spieszę z wyjaśnieniem, że kwestia ta jest mocniej uregulowana w Kalifornii niż w Polsce. Są to reguły surowe, ale w ich ramach dziennikarz może działać i zbierać informacje, materiały oraz je publikować. Dlatego bardzo ostrożnie pisałam tę relację insiderską, aby działać zgodnie z regułami. Było to o tyle łatwe, że nie interesują mnie bardzo chronione intymne szczegóły relacji osobistych gwiazd showbiznesu, zasłyszane informacje prywatne, a tym bardziej ich przekazywanie (to robią brukowce). Przyjęłam w naturalny  sposób inny cel: postanowiłam oddać klimat imprezy głównie poprzez pokazanie moich własnych przeżyć, a nie cudzych. Nie wchodząc w dalsze wywody, wszystko jest zgodne z dziennikarskimi regułami gry w USA. To oczywiste, że osoby znane w ogóle nie chcą by na ich imprezach byli dziennikarze. I oczywiście, setki dziennikarzy (z kilkoma rozmawiałam) z całego świata marzyło, aby się dostać na tę imprezę. To wspaniałe, że mi się udało. Efektem tego była nie tylko cudowna noc, ale również super zdjęcie, które obiegło, jak się okazuje, cały świat. Oczywiście naraziłam się wielu osobom w Los Angeles takim materiałem. Ale taka jest cena pisania tekstów insiderskich. I trzeba trochę odwagi. Dziennikarze cały czas wszystkim się narażają. Bardziej narażam się myśliwym czy Ministerstwu Środowiska. Więc na pewno nie będę się przejmować ewentualnym zakazem wstępu na imprezy w USA. A miłą nagrodą są zaproszenia udzielenia wywiadów w światowych telewizjach.

A post shared by Kinga Rusin- Official Profile (@kingarusin) on

View this post on Instagram

W Polsce 9-a rano, a tu w Los Angeles jest dwunasta w nocy i imprezowe szaleństwo dopiero się zaczyna. Za nami Gala. Największym zaskoczeniem był … występ Eminema bo nikt go wcześniej nie zapowiadał. A wszystkie przewidywania się sprawdziły, poza jednym – Bong Joon Ho, poza Oskarem za scenariusz, za najlepszy film zagraniczny i film roku dla Parasite, zgarnął też nagrodę dla najlepszego reżysera (bukmacherzy obstawiali Sama Mendesa). Parasite został pierwszym nieanglojęzycznym filmem w 92 letniej historii Oskarów, który zdobył tytuł najlepszego filmu roku. Koreańczycy – nominowani „za wszystko” również po raz pierwszy, są dziś w Hollywood bohaterami. Amerykanie uwielbiają takie historie. My jesteśmy dumni z Polaków bo zaszli naprawdę daleko, a dziś siedzieli ramię w ramię z bogami światowego kina. A ja wyruszam na oskarowe imprezy! Wybija północ…

A post shared by Kinga Rusin- Official Profile (@kingarusin) on

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here