Trener Jerzy Brzęczek przyznał, że Kamil Glik, który musiał zejść z boiska na początku meczu eliminacji Euro 2020 ze Słowenią, ma prawdopodobnie złamany nos. Polscy piłkarze, już wcześniej pewni awansu z pierwszego miejsca w grupie G, wygrali w Warszawie 3:2.
Doświadczony obrońca został zastąpiony już w siódmej minucie przez Artura Jędrzejczyka. Glik wyskoczył w polu karnym do dośrodkowanej piłki najwyżej spośród wszystkich zawodników. Polak chciał skierować głową piłkę do słoweńskiej bramki, jednak piłka trafiła go w sam środek twarzy i po chwili upadł na murawę.
Jak poinformował reporter Polsatu Sport Marcin Feddek, u środkowego obrońcy doszło do złamania nosa i chwilowej utraty przytomności.
„Ze wstępnej diagnozy wynika, że Kamil ma złamany nos. Nie do końca zgadzam się z opinią, iż nasza defensywa po tej wymuszonej zmianie była mało agresywna. Zdajemy sobie sprawę, jak ważną postacią jest Kamil. Ale akurat przy tych bramkach popełniliśmy inne błędy, które spowodowały to, że rywale strzelili gole. W tych eliminacjach straciliśmy łącznie tylko pięć bramek, więc średnia nie jest najgorsza. Choć oczywiście są mankamenty, nad którymi musimy pracować” – powiedział Brzęczek.
Selekcjoner nie ukrywał zadowolenia z zakończonych we wtorek kwalifikacji.
„Te eliminacje to w większości pozytywne rzeczy, Awansowaliśmy, zdobyliśmy 25 punktów, odnieśliśmy osiem zwycięstw, straciliśmy tylko pięć bramek. Wypełniliśmy cel, jaki był przed nami postawiony. Teraz troszeczkę odpoczynku i od 1 stycznia ruszamy do pracy” – zapowiedział.
Jak dodał, wciąż trwa selekcja przed mistrzostwami Europy.
„Są 23 miejsca. Oczywiście mamy szkielet tej reprezentacji, dobrą atmosferę, ale – jak mówiłem już wcześniej – czekamy również na tych, którzy w następnych miesiącach zaskoczą nas pozytywnie i będą pukać do pierwszej reprezentacji. Mecze towarzyskie wiosną? Na temat personaliów nie będę dzisiaj dyskutował, do marca mamy dużo czasu. Wiadomo, jak dużo w takim okresie może się zmienić” – podkreślił Brzęczek.
Aż cztery z pięciu bramek straconych w eliminacjach biało-czerwoni zanotowali w meczach ze Słowenią (0:2 i 3:2). Z czego to wynikało?
„Po prostu Słowenia wykorzystała swoje sytuacje i strzeliła nam cztery bramki. W futbolu może są drużyny bardziej i mniej wygodne, ale dzisiaj wygraliśmy zasłużenia. Było dobre widowisko. Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby mecze zawsze kończyły się takim wynikiem, kiedy będziemy mieć strzeloną jedną bramkę więcej niż przeciwnik” – przyznał Brzęczek.
Selekcjoner odniósł się też do złego stanu murawy na PGE Narodowym, gdzie odbył się wtorkowy mecz.
„To na razie jest cud, że przez te lata nikomu nic się nie stało. Nie wiem, czy będziemy czekać – odpukać – na jakieś nieszczęście? Wszyscy to widzą, tylko nie osoba, która jest odpowiedzialna za tę nawierzchnię” – zakończył. (PAP)